Artykuł niczym kamyk w bucie
Do Kancelarii Prawnej w której pracuję, zgłosił się człowiek szukający pomocy w związku z artykułem internetowym przedstawiającym go w negatywnym świetle.
Artykuł został opublikowany osiem lat wcześniej, zawierał imię i nazwisko klienta (będę go dalej nazywał Panem Adamem) oraz opisywał wydarzenie związane z pracą zawodową którą Pan Adam wykonywał w przeszłości. Opisywane wydarzenie faktycznie miało miejsce i było odpowiednio udokumentowane, w związku z czym Pan Adam nie mógł zarzucać wydawcy portalu iż ten opisuje nieprawdę.
Pan Adam miał jednak wątpliwości, czy po ośmiu latach oraz zmianie wykonywanej przez niego pracy, dalsze publikowanie artykuł nadal jest uzasadnione. Szczególnie dokuczliwym był przy tym dla Pana Adama fakt, iż link do artykuł pojawiał w wyszukiwarce Google po wpisaniu jego imienia i nazwiska.
Wezwanie do wydawcy
Po omówieniu sprawy z Panem Adamem Kancelaria przygotowała pisemne wezwanie adresowane do wydawcy serwisu internetowego. W wystosowanym piśmie zawarte zostało żądanie zaprzestania przetwarzania danych osobowych Pana Adama, z powołaniem się na prawo do bycia zapomnianym.
Usunięcie artykułu z Internetu
Wezwanie z Kancelarii przyniosło skutek. Niedługo po jego otrzymaniu wydawca, bez jakiegokolwiek sprzeciwu, zaprzestał przetwarzania danych Pana Adama. Ze strony wydawcy zniknęło przy tym nie tylko imię i nazwisko Pana Adama, lecz cała treść artykułu.
Artykułu już nie ma, a wyszukiwarka go nadal pokazuje
Pomimo jednak, że artykuł nie był już widoczny i nie można było się już zapoznać z jego treścią, link do artykułu nadal był widoczny w wynikach wyszukiwania Google. W efekcie imię i nazwisko Pana Adama w dalszym ciągu pojawiało się w wyszukiwarce wraz z niekorzystnym tytułem artykułu. Kancelaria podjęła zatem kolejną interwencję u wydawcy i po poprawieniu aspektów informatycznych, artykuł zniknął także w wynikach wyszukiwania.
Efekt końcowy
Pisemne wezwania Kancelarii do wydawcy, wraz z powołaniem się na prawo do bycia zapomnianym, przyniosły oczekiwany przez Pana Adama efekt. Po ośmiu latach od publikacji artykuł zniknął zarówno z strony wydawcy jak i z wyszukiwarki Google. Obecnie jedynym śladem, który pozostał w sieci po artykule jest pusta strona o następującej treści:
Sprawa Pana Adama była pierwszą prowadzoną przez mnie sprawą z zakresu prawa do bycia zapomnianym. Dała mi ona przekonanie, iż ludzie mający podobne problemy, nie są bez szans w starciu z wydawcami i mogą skuteczne domagać się respektowania prawa do bycia zapomnianym.
Radca Prawny
Tomasz Lewandowicz